Bitcoin – słowo, które rozpala dziś wielkie emocje, nadzieje i wyobraźnię. Ojciec kryptowalut i pojęcia blockchain. Ktokolwiek zainspirował się postami swoich znajomych (a każdy z nas ma wśród nich przynajmniej kilku bitcoinowych zapaleńców) i pobieżnie zapoznał się z zagadnieniem, stoi teraz zapewne w rozkroku. Zainteresować się i inwestować, czy jednak odpuścić?
Ten artykuł jest dostępny w wersji audio. Kliknij, aby go wysłuchać!
W tym artykule nie odpowiem jednoznacznie. Chciałbym Ci pokazać zalety tej technologii ale też zawrzeć zdroworozsądkowe ostrzeżenie. Czytając nagłówki gazet czy serwis informacyjnych widząc hasło „bitcoin” ostatnimi czasy zdaje się wydawać, że jeszcze trochę i świat wypełni się milionerami. Domorosłymi milionerami, którzy obłowią się dzięki wprawie w śledzeniu wykresów i złudnemu poczuciu, że ich prognozy są skuteczne. Z drugiej strony jednak – faktycznie widać, że część ludzi, inwestujących w tą kryptowalutę, faktycznie zarabia. Wejdźmy trochę głębiej w ten temat. Postaram się wyrazić swoją opinię.
Artykuł o bitcoinie w bardziej pozytywnym tonie znajdziesz tutaj.
Pozwól, że powiem Ci jeszcze raz od początku – jestem bardzo ostrożny jeśli chodzi o inwestowanie moich środków. Uważam, że inwestując w instrumenty, których się nie rozumiem – można łatwo stracić pieniądze. Dlatego osobiście dłuższy czas obserwuje dany temat, staram się jak najwięcej nauczyć a dopiero potem zacząć spokojnie inwestować. Stąd właśnie moje zainteresowanie inwestycją w złoto czy obligacje korporacyjne (o których nagrałem specjalny odcinek podcastu). Są to instrumenty finansowe, które zaczyna powoli rozumieć. Z mojej perspektywy jednak na koniec istnieją tam realne wartości. Dla przykładu (w ogromnym uproszczeniu) inwestując w obligacje dłużne – po prostu pożyczasz określonej firmie pieniądze, a ona w zamian obiecuje Ci, że odda z nawiązką. Im bardziej stabilna firma tym większe prawdopodobieństwo, że się uda. Pożyczysz pieniądze Orlenowi lub Państwu Polskiemu (wtedy mówimy o obligacjach skarbu państwa, o którym niedługo napiszę osobny artykuł) to możesz się spodziewać, że te podmioty raczej nie opadną i oddadzą Ci pieniądze. Ale jeśli mówimy już o jakimś niewielkim deweloperze, który potrzebuje środków na zbudowanie osiedla temat robi się znacznie bardziej skomplikowany. Czy jest na tyle wiarygodny, że dobrze oszacował koszty? Czy zdąży sprzedać wszystkie mieszkania? Jeśli powinie mu się noga – no cóż po prostu nigdy już nie zobaczysz swoich pieniędzy.
Ale w przypadku kryptowalut temat staje się dużo bardziej skomplikowany i bardziej przypomina inwestowanie w waluty. Choć z różnicą, że waluta (Euro, USD czy inne) ma swoją realną postać. A kryptowaluta jest całkowicie wirtualna. Ale wróćmy do podstaw.
Bitcoin – czy będę inwestował?
Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że trochę żałuje, że nie wsiadłem do tego pociągu. Kilka lat temu (początki kryptowalut) pomagałem sfinansować jedną z pierwszych koparek w mojej rodzinnej okolicy (zaraz o tym więcej). Dostałem premię w pracy (ok. 2000 zł), kolega kolegi stwierdził, że będzie dużo zarabiał na kryptowalutach. Potrzebował kasy na sprzęt więc zaproponował, że za kilka miesięcy odda mi z określonym %. Po umówionych kilku miesiącach wciąż nie miał na koncie realnych pieniędzy, żeby mi oddać. O ile pamiętam zaproponował mi wtedy bodajże kilkadziesiąt bitcoinów (był to początek 2013 roku – zaraz przed pierwszym skokiem ceny – wycena na poziomie 12-15$). Nie zdecydowałem się wtedy wejść w temat. Poprosiłem, aby oddał mi umówioną kwotę w gotówce… Tak więc po roku dostałem po prostu kilka procent więcej niż pożyczyłem. A mógłbym dziś być milionerem 😀
Z drugiej strony patrząc na to w jakim stresie żyją niektórzy inwestorzy chyba aż tak bardzo nie żałuję 🙂 Potencjalnie oczywiście ominęła mnie szansa na spory zarobek. Chyba nie chcę poznać uczucia towarzyszącego uświadomienia sobie, że w poniedziałek miało się na wirtualnym koncie 100 000 zł a w środę już tylko 35 000 zł… Tylko po to, aby po kilku dniach mieć znowu 120 000 zł ale właściwie tylko po to, aby zanotować jeszcze większą stratę. To dla mnie chyba zbyt duże wahanie…
Update 28.05.2020 r.
Otrzymałem w ramach współpracy z firmą Bitwala darmowy portfel do trzymania bitcoina. Za każdą polecą przeze mnie osobę otrzymuję 15 euro (i Ty też możesz). Wszystkie środki pozyskane w ten sposób zostawiam sobie jako inwestycja w krypto. To dosłownie drobiazgi – nic nie sprawdzam, niekontroluje. Wrócę do tematu za kilka lat 🙂 Zobaczymy, może okaże się, że zarobiłem bardzo duży kasy 😉 Jeśli Ty również chcesz otrzymać 15 euro wystarczy, że założyć bezpłatny portfel – skorzystaj z tego linkaWszystkie szczegóły co trzeba zrobić znajdziesz na blogu JakDorobić – o tutaj.
Z trzeciej więc uznałem, że najlepszym co mogę z robić to inwestować w to na czym się znam. W moim przypadku były to własny biznes. Jestem zdania podobnego jak Michał Szafrański (o czym opowiadał w swoim podcaście), że dużo większy zwrot z inwestycji wygeneruje inwestując w reklamy, które rozwijają moją firmę niż w instrumenty finansowe, na których po prostu się nie znam (przez co byłbym skłonny podejmować złe decyzje).
Z tej perspektywy w tym artykule postaram Ci się maksymalnie przybliżyć i wyjaśnić temat kryptowalut, w szczególności bitcoina właśnie. Chciałbym w prostych słowach wyjaśnić Ci, jak to działa i skąd mój znaczny sceptycyzm.
Wielu moich znajomych kilka lat temu poświęciło ułamek swojego dochodu, nazwać to szumnie „inwestycją” kupić jakieś instrumenty finansowe i doglądać, jak ten ułamek rośnie i czyni z nich milionerów. Magia procentu składanego, szumne hasła takie jak wolność finansowa, dochód pasywny mamią i zachęcają. Wyliczenia matematyczne, prezentowane na tego stronach wydają się być wiarygodne ale… Tylko przy założeniu, że wszystko idzie dobrze 🙂 Niestety nie zbyt często mówi się o tych osobach, które szybko straciły pieniądze… Cóż wg. mojej wiedzy sporo takich takich małych inwestorów siedzi w Stanach. To właśnie w obligacjach, akcjach i tego typu instrumentach finansowych „przeciętny Kowalski” trzyma swoje oszczędności. W Polsce ten temat jest bardzo mało popularny – choć mogłeś już posłuchać mojego podcastu z Remigiuszem, który inwestuje na co dzień w obligacje korporacyjne.
Bitcoin czyli kilka słów o historii kryptowalut
Ok – bierzmy się za tego bitcoina! Zacznijmy od historii. Mówi Ci coś może „Satoshi Nakamoto„? Jeśli to dla Ciebie coś więcej niż kolejna zbitka japońskich słów, jesteś w mniejszości. Z tą zbitką wiążą się narodziny Bitcoina, a jednak niewielu kojarzy je z tą kryptowalutą równie naturalnie, jak jest to w przypadku Alfreda Nobla i dynamitu (to swoją stroną bardzo ciekawa historia, czy wiesz, że Nobel był nazywany „Ojciec Śmierci”?). Swoją drogą, nie ma w tym niczego szczególnie dziwnego. Natura i przyszłość Bitcoina są równie niejasne, jak jego początki. Dziś wiadomo już tylko, że Satoshi Nakamoto to nie autentyczne dane personalne, lecz pseudonim. Nadal pozostaje jednak tajemnicą, czy pod tym pseudonimem kryje się pojedyncza osoba czy cała grupa twórców. Według Wikipedii w grudniu 2015 roku amerykańskie prasa, przeprowadziła wielkie śledztwo dziennikarskie. Według nich twórcą bitcoina miałbyś australijski przedsiębiorca z branży IT – niejaki Craig Steven Wright. Po kilku miesiącach nacisków ten australijski biznesmen miał się przyznać i przedstawił dowody, że to właśnie on stworzył bitcoina. Jak to w takich przypadkach bywa, według tych najbardziej wkręconych w temat to niemożliwe.
Kiedy jednak mówimy o technologii blockchain, trzeba przyznać, że sam w sobie pomysł jest genialny – wielu zwolenników nazywa go rewolucją większą niż powstanie facebooka czy wyszukiwarki Google. Ale w przypadku tych dwóch – historia i biografia życia jest doskonale znana. Dlaczego Satoshi Nakamoto ukrył swoją tożsamość…? Niewiadomo.
Zacznijmy więc od krótkiego opisu technologii. U podstaw technologii bitcoin leżą metody kryptograficzne i zdecentralizowana baza danych, rozprowadzonej pomiędzy węzłami sieci peer-to-peer do przechowywania transakcji. Dzięki temu sieć jest matematycznie bezpieczna i potencjalnie wręcz nie do złamania. Z drugiej strony nie ma też żadnych organów prawnych, które umożliwiały by zarządzanie od górnie popytem, podażą czy w końcu ustalaniem ceny i ilości dostępnej waluty na rynku. Ponieważ jest też niezależna (teoretycznie) od położenia geologicznego nie wpływają na nią różne zmiany polityczne.
Technologia działa w modelu peer-to-peer (czyli w pewnym sensie użytkownik do użytkownika) więc sieci bitcoina nie można w klasyczny sposób administrować. W pewnym sensie każdy uczestnik sieci jest jej właścicielem. Pieniądze, może drukować tylko konkretna mennica lub inna instytucja rządowa czy organizacja polityczna. W klasycznym ujęciu jako społeczeństwo uznaliśmy, że potrzebujemy takiego zewnętrznego mediatora do którego mamy na tyle duże zaufanie, aby powierzyć im nasze pieniądze. Przecież stan Twojego konta w banku jest teoretycznie równie wirtualny jak bitcoin. Przedstawiciel banku kiedy otrzymujesz wynagrodzenie nie przenosi kupki setek z przegródki do przegródki. Z drugiej strony to w dalszym ciągu bank decyduje jaka liczba wyświetla się na Twoim koncie. Ufamy bankom choć… Czy mamy ku temu jakieś podstawy? Tymczasem odpowiedzialność za kryptowalutę jest całkowicie rozproszona. Budowa bitcoina pozwala też na anonimowe posiadanie własności oraz jej transfery w obrębie sieci.
Kilka lat temu bitcoin ujrzał światło dzienne. W uproszczeniu bitcoin powtarzając jeszcze raz, to waluta, która nie jest sterowana czy regulowana przez jakikolwiek Bank Centralny. Nie ma też fizycznej postaci. Tak więc nad całym systemem nie ma jakiegokolwiek nadzoru, a jednak „produkuje” on coś, co do złudzenia przypomina prawdziwe pieniądze. W wielu kantorach można wymienić bitcoina na dolary, złotówki itp. Z drugiej strony system jest całkowicie transparenty – w przeciwieństwie do transferów bankowych. Wyobraź sobie co by się działo, gdyby każdy mógł zobaczyć od kogo dostajesz pieniądze, gdzie i jak je wydajesz… Tymczasem w technologii blockchain jest to możliwe. Dokładniej rzecz ujmując można prześledzić przepływ każdego bitcoina w sieci – choć dużo trudniej ustalić, kto jest właścicielem na początku i na końcu łańcucha 🙂
Bitcoin jest po prostu komputerowym plikiem. Zanim wejdzie do obiegu, musi zostać „wydobyty”, stąd popularne określenie „kopania bitcoinów”. Nie do końca wiadomo, dlaczego przyjęło się takie nazewnictwo. Tak po prostu jest 🙂
W praktyce oznacza to, że trzeba użyć potężnej mocy obliczeniowej komputera do rozwikłania skomplikowanych kryptograficznych równań. W uproszczeniu właśnie po to powstała ta krypta waluta. Dajesz moc swojego komputera – za co jesteś wynagrodzony tą wirtualną walutą np. bitcoin. Teoretycznie możesz zrobić to za pomocą kartki i długopisu. Ale żeby to faktycznie miało sens musiałbyś wykonywać miliony, jeśli nie miliardy wyliczeń w ciągu minut. Nie poradziłby sobie z tym pierwszy lepszy komputer. Dlatego buduje się do tego dedykowane kopalnie – czyli specjalne zestawy z potężną mocą obliczeniową. Tego typu systemy teleinformatyczne stwarzają trochę problemów – wspomnę tylko o dwóch – dostarczenie prądu (każda minuta przerwy to realna strata pieniędzy) oraz generowane ciepło. Wyobraź sobie komputer stacjonarny wielkości całego pokoju. A teraz spróbuj rozkręcić go do maksymalnych obrotów.
Bardzo ciekawie pokazał to Krzysztof Gonciarz na swoim filmie – obejrzyj tutaj:
Kiedy zaczynałem się interesować tematem, wystarczyło kilka kart graficznych i procesorów (taką pierwszą konstrukcję, którą widziałem zbudowana była z… patyczków do szaszłyków i klocków lego!), aby zacząć kopać i gromadzić bitcoiny. Liczba bitcoinów jest ograniczona więc coraz trudniej je kopać. W efekcie utrzymanie infrastruktury jest… zbyt drogie. Koszt sprzętu, prądu i zarządzanie całością kosztuje więcej niż potencjalny zarobek (nawet uwzględniając wciąż rosnącą wycenę tej wirtualnej waluty).
Wynika to też z tego, że dziś temat zmonopolizowały gigantyczne kopalnie (60% z nich znajduje się w Azji – Chiny i Rosja) wielkości całych hal produkcyjnych. Miliony komputerów wykonujących miliardy operacji. Trudno coś takiego powtórzyć w domu 🙂 Powodem jest bardzo tani prąd, dużo taniej technologii oraz dużo wolnych przestrzeni.
Czy bitcoin jest legalny?
Właściwie nie da się odpowiedzieć na to pytanie. Prawo nie nadąża za tak dynamicznie rozwijającym się rynkiem. Na to pytanie czy bitcoin można odpowiedzieć tylko analizując sytuację w poszczególnych państwach. Kilka przykładów:
Bitcoin w Polsce
W Polsce wydobywanie oraz obrót bitcoinami zdaniem Ministerstwa Finansów nie narusza prawa, ale z drugiej strony to samo ministerstwo odmawia bitcoinowi statusu waluty lub jakiegokolwiek innego instrumentu finansowego (na przykład jednostki pieniężnej, instrumentu rynku pieniężnego, papieru wartościowego, elektronicznego instrumentu płatniczego czy czegokolwiek innego). Ale sprzedaż bitcoinów należy jednak traktować jak klasyczny przychód, powstały przy zbyciu praw majątkowych.
Bitcoin w Niemczech
Niemcy uważają bitcoin za legalną walutę, którą można stosować w transakcjach prywatnych.
Bitcoin w Szwajcarii
Bitcoin w tym państwie zazwyczaj jest traktowany jako waluta. Co ciekawe w niektórych miastach (Zug i Chiasso) można nim opłacać podatki (w specjalnym kontaorze Ticino).
Bitcoin w Tajladnii
Tajlandia jest pierwszym krajem na świecie, w którym zakazano kupowania, sprzedawania czy w końcu obrotem tej kryptowaluty. Nielegalne jest też wysyłanie i odbierania bitcoinów do osób znajdujących się poza granicami tego państwa.
Bitcoin w Wenezuelii
W Wenezueli posiadanie bitcoinów oraz ich wydobywanie jest nielegalne z powodu wysokiej inflacji boliwarów. Zaraz posiadania innych walut jest dużo szerszy – obrót dolarami, również przez jakiś czas był zakazany.
Bitcoin w Brazylii
Senat Brazylii uważa, że Bitcoin nie wymaga regulacji prawnych.
Zasady gry na giełdzie – krytowaluty i bitcoin
Ustaliliśmy już, że kopanie waluty jest tak samo trudne jak próba zbudowania własnej mennicy. Dlatego dziś na kryptowalutach zarabia się inaczej. W większości przypadków przypomina to zwykłe inwestowanie w waluty. Spróbuję Ci to wyjaśnić na kilku coraz bardziej ekstremalnych przykładach.
Cel jest prosty. Tanio kupić, drogo sprzedać. Innymi słowy Twoim celem jest kupić walutę lub określony kruszec (np. złoto, srebro, ropę itp) kiedy można ją tanio nabyć (nawet w fizycznej formie) i sprzedawać kiedy jest drogo. Tradycyjne giełdy podlegają naturalnym wahnięciom. Atak w Iraku w regionie gdzie są duże szyby ropy? Cena idzie w górę (bo trzeba wydać więcej na „produkcję” w tym przypadku zabezpieczenie transportu dla przykładu). Trwają wybory w USA i wygrywa kontrowersyjna partia? Prawdopodobnie dolar będzie tańszy. Oczywiście to ogromne uproszczenie – ale w pewnym sensie, ktoś o dużej wiedzy geopolitycznej jest wstanie zarabiać całkiem przyzwoite pieniądze obracając różnymi walutami. W grę wchodzi też dywersyfikacja portfela – czyli inwestowanie w różne surówce. Wiele osób w Polsce trzyma swoje oszczędności w obcych walutach. Z jeszcze innej strony – to właśnie założenia, że pewne waluty będą tylko tanieć lub, że będą stabilnie utrzymywać kurs doprowadziły do sytuacji frankowiczów.
Im większą kwotą operujesz i jesteś wstanie lepiej przewidzieć te zmiany – tym teoretycznie więcej zarobisz. Z tego co sam rozumiem, dla przykładu, inwestowanie w złoto ma sens w perspektywie wielu lat. Dziś kupujesz jako zabezpieczenie i zakładasz, że za kilka lat ten sam kruszec sprzedaż znacznie drożej. W razie czego masz trochę czasu na reakcję – możesz obserwować sytuację na rynku, która choć cały czas się zmienia, raczej nie ulega dramatycznym modyfikacją w ciągu godzin czy dni a raczej tygodni lub miesięcy. Weźmy absurdalny przykład.
Załóżmy, że kupiłeś tonę złota 🙂 Nagle jednak okazuje się, że odkryto potężne złoża tego surowca na Marsie. Dzięki pomocy Elona Maska i jego programu SpecX każdy człowiek na ziemi niedługo będzie mógł wziąć kilof, przenieść się na Marsa i wykopać sobie trochę złota (czyli coś na kształt amerykańskiej gorączki złota). Jak sądzisz co powinieneś zrobić ze swoją inwestycją? Złoto będzie drożeć czy tanieć? Stanie się dobrem luksusowym o limitowanej dostępności czy raczej taniej ze względu na łatwość w dostępności?
Teoretycznie w naszym przykładzie to idealny moment na sprzedaż. Jeśli ten fakt dotyczący Marsa i łatwości w dostępie do kruszca okaże się prawdą – złoto straci na wartości – będzie go po prostu bardzo dużo na rynku. Nim jednak rynek zareaguje zapewne minie trochę czasu. Poza tym zazwyczaj tego typu sytuacje można częściowo przewidzieć. W pewnym sensie na końcu jest coś fizycznego – coś mającego określoną wartość. Podlega też określonym regulacjom prawnym. Giełdy tradycyjne też podlegają krachom – mogą się załamać. Niestety wszystko tutaj jest na koniec dosyć umowne. Mimo wszystko – zawsze jest trochę czasu na reakcję i grając ostrożnie – dużo trudniej jest stracić wszystkie oszczędności życia. Wiele zależy od Twojej skłonności do ryzyka oraz cierpliwości (chwilowy spadek w tym kwartale nie oznacza, że w skali 5 lat nadal będziesz tracił).
Po drugiej stronie mamy jednak ludzi, którzy próbują zarabiać na tzw krótkich lotach. Są to ludzie, którzy próbują zarabiać na mikro-różnicach w cenach. Kilka złotych do przodu, a cały zysk znowu reinwestujesz. Kilka razy tracisz, kilka razy zarabiasz. Krok po kroku gromadzisz środki.
Tego typu giełdą, przed którą zdecydowanie przestrzegam jest forex – czyli giełda typowo walutowa. Tutaj zasady są jeszcze trochę trudniejsze bo w pewnym sensie zakładasz się „z systemem” czy dana waluta zdrożenie czy stanieje. Nie kupujesz jest fizycznie tak jak uncji złota lub „worka monet”. Jeśli jesteś wstanie przewidywać tego typu trendy – w krótkim czasie możesz zacząć zarabiać. Tajemnica dużych zarobków tkwi we współpracy z brokerami czyli systemami lub narzędziami, które umożliwiają Ci granie na giełdzie z tzw. dźwignią lub lewarem. Różni brokerzy, oferują różne dźwignie. Zasada jednak jest dosyć prosta – inwestujesz 1000 dolarów ale na giełdzie zakładasz się o kwotę 100 000 dolarów.
I wszystko byłoby pięknie gdybyś notował ciągłe zyski. Niestety ponad 80% -85% graczy (według różnych badań) inwestujących w forexa – traci! Ponieważ forex uzależniania podobnie jak hazard – większość tych, która zarobiła, nie potrafi się wycofać i traci środki w kolejnych miesiącach i latach.. Forex czy inne tego typu giełdy są niesamowicie nie przewidywalne. Drobne różnice w kursie mogą oznaczać wielkie zyski lub jeszcze większe straty. Forex to temat na osobny artykuł lub podcast. Wciąż szukam eksperta, który wystarczająco dobrze zna temat i będzie chętny się wypowiedzieć 🙂 Giełda ta jest niesamowicie dynamiczna – zmienia się wręcz z godziny na godzinę a zastosowanie dźwigni znacznie zwiększa ryzyko.
Wróćmy jednak do bitcoina. Wiesz już, że to wyłącznie wirtualna waluta. Nie ma właściwie żadnej fizycznej postaci. Jej wydobycie, zarządzanie nią i tak dalej jest całkowicie wirtualne. Wycena tej waluty nie jest (w teorii o czym zaraz więcej) w żaden sposób zależna od sytuacji politycznej. Ale czy przypadkiem nie jest tak z dowolną inną walutą?
Czym są dla Ciebie pieniądze? Pozwalają kupować Ci bułki z sklepu rano. Ale jak to się stało, że ten niewielki kawałek miedzi, metalu i z czego tam jest zbudowana moneta 5 zł – umożliwia Ci kupienie kilograma ziemniaków? No cóż, społeczeństwo tak się po prostu „umówiło”. W przypadku bitcoina zasada jest dosyć podobna – „rynek” tak się po prostu umówił (choć oczywiście ponownie to mocno upraszczam). Dlatego też, mówi się o bańce, która zaraz pęknie. Banki centralne mogą próbować uspokoić nastoje (jak było to np. w Grecji gdzie przez kilka tygodni zablokowana możliwość wypłaty środków z bankomatów). Z tą różnicą, że bitcoin po prostu nie istnieje fizycznie. Jeśli chodzi o samą transakcję, sprowadza się ona do wysłania pliku adresatowi. Nie da się w żaden sposób zablokować ich przepływu. A co sprawia, że taka operacja jest wiarygodna?
Przede wszystkim sam system. Jest on całkowicie (teoretycznie) transparenty. Każdy przelew można bardzo szczegółowo prześledzić. W niektórych przypadkach (nie wchodząc w szczegóły na ten moment) można zidentyfikować konkretną osobę. Prędkość transakcji (w przeciwieństwie do transakcji bankowych) trwa sekundy (a dokładniej minuty).
W dodatku system matematyczny bitcoina określają pewne granice. Bitcoin jest walutą ograniczoną co do ilości, bitcoinów może powstać więc tylko 21 milionów przez co jest walutą odporną na inflację. Pieniądze np. złotówki można dodrukować (sztucznie zwiększyć ich ilość – a pamiętasz co by się działo, gdyby Elon Mask przywiózł tonę złota dla każdego na ziemi, prawda?) ale bitcoinów wydobyć więcej się nie da. Tak więc transakcje w bitcoinie jest wspólną, niepisaną umowa użytkowników, którzy uczestniczą w całym tym procesie. Wystarczy, że Bitcoin to w ich odczuciu równoprawny środek płatniczy. Sprawia to, że wszystkie transakcje doczekują się potwierdzenia w komputerach pozostałych użytkowników. Zaraz spróbuję to bardziej szczegółowo wyjaśnić. Na pierwszy rzut oka wydaje się to być opcją wprost genialną. Mamy oto walutę pozasystemową, której logika nie odbiega zbytnio od każdej waluty tradycyjnej. Sam pieniądz jest przecież środkiem umownym; nie ma wartości sam w sobie, jako kawałek papieru, bilon czy cyferka na koncie, która te gadżety symbolizuje. Gdzie zatem tkwi haczyk? Cóż, haczyków jest przynajmniej kilka.
Tak więc dziś grając na specjalnych giełdach robisz teoretycznie to samo co ze zwykłymi walutami. Zakładasz, że kupując bitcoina jego wartość będzie rosła.
Bitcoin niczym kameleon
Jasne, handel walutą i różne giełdy od dwóch dekad oplatają cały świat, jednak zjawisko to pozwala bitcoinowi zakamuflować się na jego tle. Jest prawdą, że ekspresowe tempo zawierania transakcji wraz z globalizacją to czynniki znane nie od wczoraj, ale handel bitcoinem bardziej przypomina w swoim całokształcie kasyno niż autentyczny rynek. W moim odczuciu bardziej niż o rynku możemy więc mówić o… globalnej rozgrywce online. Wielu ekonomistów mówi, że to najzwyklejsza bańka spekulacyjna, a niektórzy posuwają się nawet do porównań z piramidą finansową. Dlaczego? To proste – gdy staniemy się świadkami pęknięcia tej bańki, zaangażowani w rozgrywkę pożegnają się z olbrzymimi pieniędzmi. Wśród głosów krytycznych znaleźć możemy m.in. noblistę Josepha E. Stiglitza; jego zdaniem, jedyną dobrą przyszłością bitcoina byłoby uznanie go za nielegalny. Póki co, banki centralne i państwowe instytucje ograniczają się zaledwie do przestróg. Trudno powiedzieć, by przestrogi te zniechęcały do inwestowania w bitcoina.
Po drugiej stronie mamy wszystkich „antysystemowców”, twierdzących, że systemy polityczne i banki centralne to zło, które tak na prawdę nas okradają. Niestety bitcoin ze względu na swoją anonimowość w wielu przypadkach zasłynął jako środek płatniczy w kręgach kryminalnych. Czy słyszałeś o słynnej aferze Silk Road? Był to portal internety, który był dostępny w sieci TOR, która gwarantuje całkowitą anonimowość. W praktyce było to jak allegro dla wszystkich nielegalnych produktów – od broni, przez narkotyki po zlecenia morderstwa. Przez dłuższy czas podstawową waletą tego systemu był bitcoin właśnie. Z drugiej strony analizując całą sytuację – warto się zastanowić jak radzili sobie przestępcy przed wirtualną walutą? Może po prostu wypłacali pieniądze z bankomatu? A może mieli setki innych pomysłów na to, jak w prosty sposób przekazywać sobie pieniądze… Zmienił się jedynie sposób przekazywania umownych środków. Ale przez ten cały czas zasady nie uległy żadnej zmianie. Czy po usunięciu strony Silk Road ludzie przestali handlować narkotykami? No właśnie…
Jak wygląda sytuacja bitcoina dziś?
Tak naprawdę, pod pojęciem „bitcoin” kryje się wirtualny towar, którego wartości nie sposób ustalić. Ostatecznym czynnikiem, który kształtuje tę wartość, jest ludzkość sama w sobie. Ściślej, bezwzględna chęć zdobycia jak największego zysku jak najmniejszym kosztem, bez wnoszenia jakiegokolwiek wkładu. Zgodnie z teorią rynkową – im więcej amatorów zaczyna grać na giełdzie tym staje się ona bardziej nie przewidywalna i ryzykowna. Dziś masa młodych osób, które codziennie żyją kursem swojego wirtualnego portfela, myślących, że ta nowa odmiana hazardu zasługuje na miano profesji zawodowej. W praktyce podejmują irracjonalne decyzje i podążają za ślepymi przesłankami. Tak było chociażby w styczniu 2018 roku kiedy to waluta straciła prawie 50% swojej wartości w ciągu kilku dni (tylko po to, aby po kilku dniach część wartości odzyskać i ponownie stracić…). Powodów było prawdopodobnie bardzo dużo ale zazwyczaj co do zasady sprowadzało się to do owczego pędu. Inni sprzedają, ja też nie chcę stracić więc sprzedaję…
Największą bolączką jest ogromna dynamika. Kurs potrafi zmienić się w ciągu godzin lub dni o zawrotne wręcz kwoty. A ze względu na swoją zupełną wirtualność – wartość bitcoina jest kompletnie nie do przewidzenia.
Jak sam napisałem na początku – nikt myślący zdrowo nie wierzył, że po kilku latach od pojawienia się pierwszych koparek, 1 bitcoin będzie warty ponad 50 000 zł! A jaka jest górna wartość? Nikt tego nie wie… I nikt tego nie reguluje. Co jest równocześnie największą wadą i największą zaletą.
Sztuczna inteligencja vs. sztuczny pieniądz?
Zwróć proszę uwagę na sam sposób „wydobywania” bitcoina. Oczywiście, eksperci z branży IT zgodnym chórem zapewniają, że cały proces generowania i przechowywania bitcoinów cechuje się pełnym bezpieczeństwem. Podobno nawet hipotetyczna moc komputerów zebranych z całego globu nie byłaby w stanie tych procedur zakłócić. W kontekście aktualnej sytuacji nie mylą się, ale pewne poszlaki wskazują, że już dziś jest to krótkowzroczność. Co jakiś czas słyszy się o coraz doskonalszej, sztucznej inteligencji. Czy wizja, że ta sztuczna inteligencja poradzi sobie z bitcoinem, to snucie czarnych scenariuszy? Być może, ale rzecz w tym, że nie jest to scenariusz nieprawdopodobny. Kiedy tylko owoce postępu wymkną się spod kontroli, cały świat obiegnie komunikat, który spowoduje kompletny krach. Ostatnio wystarczyła tylko przesłanka, że rząd Chin zabroni handlu kryptowalutami i zaliczyliśmy gigantyczny spadek. Pewnie, wszystkie wynalazki w chwili ich powstawania rodziły takie pesymistyczne przepowiednie, ale sztuczna inteligencja to prawdziwy kamień milowy. Przełomowy koncept, który jakościowo różni się od czegokolwiek, co jak dotąd wynaleźliśmy.
Istnieje jednak jeszcze ważniejszy powód, dla którego sceptycyzm co do Bitcoina jest uzasadniony. Przede wszystkim sama technologia co do zasady nie jest wyjątkowo skomplikowana. Na rynku już teraz pojawiają się setki klonów – Ethereum, Litecoin, Dash, Monero i wiele innych. Póki co żaden nie osiągnął podobnego sukcesu jak bitcoin co nie przeszkadza jednak milionom ludzi na całym świecie inwestować, tracić czy zarabiać.
Kolejny ważny element był już wspomniany – sprawy kryminalne i brudne pieniądze. W całej tej grze biorą one z pewnością znaczący udział, przyczyniając się do wzrostowej kondycji Bitcoina. Brak regulacji nie będzie prawdopodobnie jednak trwał wiecznie. Już niebawem ma ruszyć handel instrumentami pochodnymi na Bitcoina (ale regulowanymi „od górnie”), co obwieściło chociażby CME Group. Gdy w grę wejdą instrumenty pochodne, Bitcoin i jego entuzjaści staną oko w oko z wielkim niebezpieczeństwem. Wtedy bowiem powstanie możliwość nabycia i sprzedaży Bitcoina za symboliczny kawałek jego wartości. Instrumenty pochodne mają to do siebie.
Instrumenty pochodne są w stanie przynieść zysk zarówno wówczas, gdy wartość bazowego składnika aktywów idzie w górę, jak i wtedy, gdy kupuje się kontrakty, a przy tym obstawia się spadek cen. Skoro tak, pojawia się pytanie – co bardziej „opłaci się” wspomnianym brudnym pieniądzom w podobnej sytuacji? Czy nadal będą pchać cenę Bitcoina w górę? O wiele bardziej prawdopodobne, że łatwiej będzie im uskutecznić radykalną przecenę, aby zbić na tym olbrzymi kapitał. To wszystko ujawnia jedynie hazardowy charakter Bitcoina i jego tzw. rynku.
Przy okazji gorąco polecam Ci reportaż na temat bitcoina – znajdziesz go na netflixie.
Bawić się?
Po tego typu informacjach może paść tylko takie pytanie. „Czy inwestować” byłoby pytaniem zdecydowanie na wyrost. Jeśli masz żyłkę gracza, możesz potraktować Bitcoina jako szansę na krótki epizod z nową formą globalnej, wirtualnej gry. Z całą pewnością nie powinieneś jednak traktować tej zabawy jako pewnego i stabilnego źródła dochodów, które zdziała cuda i pozwoli Ci się ustawić na całe życie. Chwilkę… czy nie znasz przypadkiem tej śpiewki z wszystkich poradników ostrzegających przed kasynami? Być może – Bitcoin, mimo swojej skali, nie jest tak naprawdę niczym więcej.
[/et_pb_text][/et_pb_column][/et_pb_row][/et_pb_section]
6 Responses
Bardzo ciekawy artykuł.
Dzięki 🙂 Zapraszam do kolejnych
Przeciez nie-kryptowaluty, tez nie maja od dawna realnego pokrycia w czymkolwiek…
Prosze dowiedzcie sie ludzie o kreacji pieniadza czyli jak banki komercyjne moga tworzyc pieniadze z niczego, a w zamian przejmowac realne rzeczy jak nie splacisz kredytu.
Polecam film na yt: Pieniadze jako dług
Oby bitcoin nas wzywolil z tej niewoli!
Patrząc na historię BitCoina (bardzo polecam ten reportaż od netflixa) raczej wiara w to, że bitcoin jest jakimś narzędziem wyzwoleńczym jest ułudą i utopią. Historia pokazuje, że jak wszędzie – pojawiają się krętacze, oszuści i ludzie zarabiający na czyjejś niewiedzy. Nie jestem za uregulowaniem tego rynku z drugiej strony – regulacje zawsze wycinają część tanich cwaniaków…
Z tą realną postacią dla EURO czy USD to pojechałeś 🙂 Od kiedy dolara nie możesz wymienić na złoto jest on dokładnie tyle wart ile papier, na którym został wydrukowany. Dlatego najbezpieczniejsze inwestycje to te w fizyczne rzeczy jak nieruchomości, kruszce, itp. Dla zuchwałych pozostaje budowanie własnego biznesu tak jak Ty to robisz.
No cóż faktycznie jest tak, że inwestowanie w walutę zaczyna być coraz bardziej odrealnione – z drugiej strony tysiące ludzi dalej kupuje walutę i trzyma jako inwestycję w skarpecie – to nawet przez niektórych sugerowana strategia. Przede wszystkim ma to też sporą wartość zabezpieczenia finansowego na efekt np. inflacji albo innych nieprzewidzianych ruchów gospodarczych w danym kraju – mając walutę np w EURO, GB, USD i to sporą kwotę (np. powyżej 100k w każdej) potencjalnie bez względu na ruchu na rynkach finansowych międzynarodowych – stoisz w miarę stabilnie. Niestety uwzględniając kursy – nie jeden już na tym stracił. Dlatego ja coraz mocniej wierze w obligacje korporacyjne.