Poznaj zdalne zawody przyszłości!
Dni
Godziny
Minuty
Sekundy
logo.webp

Kilka słów o rozproszeniu.

Chciałbym dziś opowiedzieć Ci o tym, gdzie jestem, co robię i z czego jestem dumny.

Ostatnimi tygodniami moje życie mnie zaskakuje. Chciałbym móc przeczytać ten artykuł za kilka lat i powiedzieć: „Tak. To był jeden z tych przełomowych momentów”. Prawie dwa lata temu zacząłem blogować. Moim pierwszym i nadrzędnym celem było podzielenie się wiedzą na temat pracy przez Internet oraz uporządkowanie moich „zajawek”, czyli różnych mniejszych i większych rzeczy, które po prostu mnie kręcą.

To chyba mój największy życiowy problem.

Bardzo chciałbym potrafić skupić się na tylko jednej rzeczy, ale… życie jest zbyt ciekawe, interesujące i fascynujące. Dotyczy to również spraw zawodowych. Bardzo kręci mnie i interesuje temat programowania. Bardzo chciałbym zostać programistą. Wiem, że stoją za tym fajne pieniądze, ale przede wszystkim prawie że… nieograniczone możliwości. Moja głowa jest pełna różnych pomysłów, które wymagają wdrożenia. Dziś wiem, że nie jestem w stanie sam ich zrobić. Musiałbym poświęcić kilka tygodni życia, żeby nauczyć się podstaw a potem kilka miesięcy na przeobrażenie pomysłu w konkretny projekt. Równocześnie, gdzieś po drodze wpada mi mnóstwo mniejszych i większych rzeczy. Kilka miesięcy temu Jurek (mój dobry kolega, który ostatnio przyjmuje prawie rolę coacha biznesowego i mentora 🙂 za co jestem mu bardzo wdzięczny, bo potrafi robić mi z głową dziwne rzeczy, choć pewnie nie jest tego do końca świadom) a chwilę wcześniej Artur Jabłoński (pamiętasz Artur naszą wspólną podróż z SeeBloggers?) powiedzieli: „Michał. Robisz za dużo rzeczy. Nie wiem, o czym jest Twój blog. Nie wiem, jak Ty to wszystko ogarniasz – robisz za dużo rzeczy. Skup się!”.

To były pierwsze sygnały ostrzegawcze. A mimo to w dalszym ciągu się rozdrabniałem.

Od prawie półtora roku zajmuję się tworzeniem filmów 360. Uważam, że mam ogromną przewagę rynkową. Jestem „mały” w tym sensie, że nie stoi za mną żadna firmowa machina. Nie ma prezesa, który podejmuje decyzje. Współpracowników, którzy mnie spowalniają. Nie ma wycen rynkowych i „nierentownych projektów”. Mogę wszystko. I robię wszystko. Realizowałem filmy 360 dla wielu dużych firm w Polsce. Robię dokładnie te projekty, na które mam ochotę. I bardzo mnie to kręci, choć jak wspomniałem w ostatniej audycji w radiowej „Czwórce” – nie do końca w nie wierzę. Tzn. filmy 360 i VR są super, ale jestem głęboko przekonany, że nigdy nie osiągną wielkiej popularności. Są raczej preludium do prawdziwej rewolucji AR (na ten temat też, za chwilkę powstaną osobne artykuły – obiecuję :).

Lubię filmy 360 🙂 Od kilku tygodni obiecuję sobie, że w końcu przerobię moją stronę firmową – www.geekwork360.pl

Chciałbym być częścią tej rewolucji przejścia w świat VR i AR. Chciałbym móc robić aplikacje, które zmienią, otaczającą nas rzeczywistość, ale brakuje mi umiejętności. Z drugiej strony – hej! Przecież właściwie biorę w tym udział, ale nie w 100%.

Filmy 360 to jedna z moich „biznesowych nóg”.

Bo po drodze jest jeszcze mój blog, który przecież dotyczy trochę innej tematyki.

Jest jeszcze moja firma, w której zajmuję się marketingiem, tworzeniem stron internetowych, social media, zarządzaniem zespołami sprzedażowymi.

A między tym wszystkim zacząłem uczyć się migowego i brać aktywny udział w życiu głuchych.

W między czasie są jeszcze kursy i szkolenia, które bardzo mnie kręcą.

I w ten sposób powstaje rozproszenie, które choć jest bardzo dochodowe (nigdy wcześniej nie zarabiałem tyle, co teraz) równocześnie nie daje pełnej satysfakcji. A czasem nawet mocno dołuje. Bo na koniec dnia mam poczucie, że nic nie zrobiłem – choć równocześnie zrobiłem mnóstwo małych rzeczy!

Równocześnie podczas pisania tego artykuły prawdopodobnie zrobiłeś to samo, co ja. Rozproszyłeś się. 

Już miałem świetną myśl „na końcu palca”, gotową, aby ją wpisać właśnie tutaj. Ale piknęło mi powiadomienie w telefonie, więc je przeczytałem. A zaraz potem postanowiłem szybko odpisać, więc wszedłem na pocztę. Wróciłem do pisania tego artykułu po prawie 30 minutach!

Rozproszenie jest naturalną częścią naszego życia. A ja bardzo chciałbym móc nauczyć się sobie z tym radzić. Chciałbym powoli zacząć odcinać wiele różnych aktywności. Ponieważ:

Rozproszenie rządzi moim życiem.

Jak prawdopodobnie wiesz, jestem wielkim fanem produktywności i myślenia o tym, jak się pracuje, jak pracować mądrze i jak można zoptymalizować swoją pracę. Ale od kilku tygodni czuję się mocno bezużyteczny. Pracuje coraz więcej. Śpię coraz mniej. Jem coraz mniej zdrowiej. Ważę coraz więcej. 

To złe. Ostatnie kilka tygodni podporządkowane jest robieniu mnóstwa małych rzeczy. Setek niewiele znaczących odznaczonych zadań w Nozbe, które nie do końca składają się w spójną całość.

Z drugiej strony w mojej głowie jest plan. Plan, który realizuję od kilku lat. Wiem dokładnie, co chcę osiągnąć. Postanowiłem nie do końca przywiązywać wagę do czasu, w jakim go zrealizuję oraz dokładnej drogi. Czasem takie wieczory, jak te pozwalają mi ponownie zrewidować swoje założenia i plany. Po raz kolejny sprawdzam, czy idę w dobrym kierunku. Niestety, nie wyjawię Ci go dzisiaj. Nigdy nikomu jeszcze go nie wyjawiłem. To skomplikowany i wielopoziomowy cel, na który składa się mnóstwo różnych kroków.

Wszystko układa się w skomplikowany wzór, który ma pomóc osiągnąć mój dalekosiężny cel.

Ten cel związany jest z tym, jak chcę żyć, kim chcę być. Chciałbym nie tracić sprzed moich oczu wszystkich priorytetów, chciałbym móc już teraz zrezygnować z wszystkich pobocznych tematów, ale niestety to niemożliwe. Szarpię się trochę, jak dzikie zwierzę w klatce. Próbuję osiągnąć kompromis pomiędzy chęcią (i potrzebą) zarobienia wystarczającej puli pieniędzy do utrzymania się, chęcią rozwijania i robienia ciekawych rzeczy (które nie zawsze są dochodowe) oraz celami niematerialnymi, czy też duchowymi, które są dla mnie najważniejsze.

Niedawno stworzyłem pewną metaforę mojego życia. Czasami zdarza mi się niejako oddalić od mojego ciała i spoglądać na nie przez szybę. Czasem mam wrażenie, że moje życie przypomina trochę jakąś grę, RPG’a ze słabą fabułą. Czasami, jak żuk przyklejony do drzewa, który próbuje przetrzymać zimę, muszę odstać swoje w kolejce do kolejnego przelewu lub poczekać na swoją turę.

Drobny remont w mieszkaniu? +9 pkt do stylu wnętrza.

Pobiegałem? +2  pkt do zdrowia -1 pkt do wagi.

Pyszny posiłek? +4 pkt do relaksu, -2 pkt portfela.

Nasze życie ma jednak nieskończenie dużą liczbę zmiennych. Poziom motywacji, satysfakcji, szczęścia, zdrowia, wagi, nieszczęścia, spełnienia.

Próbuję osiągnąć balans. Ale życie jest tak straszliwie skomplikowane…

Chciałbym uporządkować swój plan dnia, swoje otoczenie. Czasami kocham rutynę. Lubię wpadać w taki równy rytm wykonywania podobnych czynności. Opowiem Ci krótką historię. Kilka lat temu pracowałem w firmie, która produkowała szafki medyczne. Byłem na tzw. czarnej strefie, czyli tej brudnej. Pamiętam jak dziś, kiedy majster powiedział: „Dziś poznasz co to rutyna”. Dostałem od niego kilka arkuszy blachy. Pociąłem je na maszynie na długie metalowe pasy. Zaraz później zrobiłem z nich niewielkie prostokąty, które mieściły się na dłoni. Uzbierało się tego kilka wielkich koszy. Tysiące prostokątów o wymiarach max. 10 cm x 6 cm. Majster kazał zabrać jeden taki koszt, posadził mnie przy maszynie i pokazał jak ją obsługiwać. Zadanie było proste. Bierzesz malutki prostokąt z kosza po prawej stronie, kładziesz go na maszynie przed sobą. Lewą i prawą dłonią przyciskasz w odpowiednim miejscu. Maszyna gnie blaszkę pod kątem prostym. Przekładasz ją do kosza po lewej stronie. Bierzesz kolejny fragment blachy i powtarzasz procedurę. I tak kilka tysięcy razy. Straciłem rachubę przy 2000. A później robiłem to jeszcze przez 5 dni. Tylko i wyłącznie to. non-stop, raz za razem. Z krótką przerwą na śniadanie i wyniesienie koszy.

Potem majster zaprowadził mnie do maszyny obok. Wygiętą blaszkę należało położyć na innej maszynie i przycisnąć odpowiedni pedał. To powodowało przesunięcie w dół wiertła, które robiło niewielki otworek z jednej strony. I ponownie, kilkanaście dni robienia tylko i wyłącznie tego. Właśnie w ten sposób powstał kątownik, który wyglądał mniej więcej tak:

To był jeden z najlepszych czasów w moim życiu. Kochałem to.

Miałem tylko jeden, prosty cel w moim życiu zawodowym. Stworzyć kątownik. Zabrać fragment z lewego kosza i przełożyć do prawego.

Ale jak to bywa, zacząłem kręcić się na swoim krzesełku. Zacząłem myśleć i myśleć i myśleć. O tych wszystkich możliwościach, które daje nam życie. O wszystkich wspaniałych miejscach, które chciałbym odwiedzić. O wszystkich ludziach, których chciałbym poznać. I jak to bywa w życiu, dokonałem kolejnej rewolucji.

Z drugiej strony z przyjemnością wspominam czas, kiedy nie musiałem myśleć i planować. Wystarczyło tylko wziąć blaszkę z lewego kosza i przełożyć do prawego. Albo odwrotnie.

Co planuje w przyszłości?

Mam dosyć rozproszenia zawodowego. Czasami obawiam się o stabilność wpływów, choć na ten moment mam zbudowaną niewielką poduszkę finansową, choć mam zleceń na jakieś 2-3 miesiące naprzód, nie mam wrażenia stabilności. Raczej moja sytuacja przypomina surfowanie i balansowanie na krawędzi.

Bardzo chciałbym to zmienić. Od kilku miesięcy zabiegam o pozyskanie inwestora, który pozwoli mi zacząć realizować swoje marzenia. Mój plan zakłada, że przestanę w końcu wymieniać godziny swojej pracy na pieniądze, a zacznę sprzedawać swoje własne zautomatyzowane (częściowo) narzędzia.

Wszystko idzie w dobrym kierunku. To właśnie dlatego tak niewiele działo się na blogu. Mój pierwotny pomysł był bardzo prosty, ale z czasem zaczął się komplikować i rosnąć – znacznie dalej niż byłem w stanie to przewidzieć.

W trakcie tylko kilku miesięcy czytałem i dowiedziałem się więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Odkryłem, jak bardzo głupi jestem – tzn. jak niewiele, tak naprawdę wiem. Jak wielu mądrzejszych i lepszych ludzi jest wokół mnie. Przez dłuższą chwilę też straciłem kompletnie wiarę w swoje siły. To po prostu zaczęło mnie przerastać.

Aż w końcu nadszedł dzisiejszy dzień.

Z godziny na godziny nagle zacząłem odzyskiwać siły (a może miał w tym udział pyszny stek, który dziś zjadłem). Wszystko idzie w dobrym kierunku. W ciągu kilku tygodni będę mógł wyciąć wszystkie drobne aktywności, które nie zawsze są efektywne i skupić się na rozwoju tylko jednej rzeczy (no dobra max. 2 :). Już niedługo zacznę opowiadać światu o #saveseo!

Wiesz co to jest pitch albo elevator pitch? Nie ma dobrego tłumaczenia w naszym języku. Chodzi o krótkie przedstawienie swojego pomysłu. Od kilku tygodni „pitchuje” wielu ludzi, w tym moje autorytety zawodowe (między innymi takie osoby jak: Michał Sadowski, Maciej Lewiński czy Szymon Słowik) i wszystkie te osoby powiedziały: „To ma sens Michał. Zrób to!”.

Więc zrobię to.

A już wkrótce powiem Ci co to takiego 🙂

4 Responses

  1. Mówi się często, że są w życiu rzeczy, które zrobić warto, i takie które zrobić się opłaca. I o tym, że nie wszystko co warto się opłaca, i nie wszystko co się opłaca – warto. I jakkolwiek pewnie dobrze jest w życiu ułożyć sobie jakąś harmonię, poukładać sobie wszystko i mieć spokojną głowę, to tzw. ciągnięcie wielu srok za ogon również może być bardzo ciekawe. Życzę powodzenia w realizowaniu nowych projektów i czerpania radości z wszystkiego co poboczne 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Więcej na blogu:

Gdzie chcesz się zalogować?

PODAJ IMIĘ I ADRES E-MAIL, ABY PRZEJŚĆ DALEJ

PODAJ IMIĘ I ADRES E-MAIL, ABY PRZEJŚĆ DALEJ