Poznaj zdalne zawody przyszłości!
Dni
Godziny
Minuty
Sekundy
logo.webp

O odpuszczaniu

Mam ostatnio bardzo ciekawy czas w swoim życiu. To nieustanna mieszanka emocji – niezwykle pozytywnych, miłych i przerażających, łapiących za serce.

Z jednej strony nigdy w moim dorosłym życiu chyba nie czułem się tak beztrosko i spokojnie. Zakończona (prawie!) terapia. Miejsce do życia, które sprzyja wyciszeniu i relaksowi. Pozytywne zmiany w pracy i znacznie, znacznie więcej „wewnętrznych awansów”. A z drugiej strony ciągła obawa o bliskich, czy przetrwają pandemię bez większych strat, i tych dalszych bliskich czy przetrwają wojnę i czy przypadkiem wojna nie przyjdzie zaraz i pod nasz dom.

Ale ten tekst nie miał być o tym 🙂

Miał być o odpuszczaniu na wielu poziomach. Od lat jestem przedsiębiorcą. Sporo czasu i zaangażowania poświęciłem, aby dojść do miejsca, w którym jestem zawodowo. Dużo niezależności, przyzwoite wynagrodzenie i fajne perspektywy. Choć większość ludzi z mojego otoczenia historycznie często pukała się w czoło (po co to robisz, to zbyt ryzykowne, lepiej zrobić tak czy siak), a część nie do końca widziała cel do którego dążę – oto jestem!

Przez te wszystkie lata towarzyszył mi też ten blog. Pozwolił mi osiągnąć naprawdę dużo! Pomógł zdobyć kilku największych historycznie klientów (jeden z nich przez czas naszej współpracy zostawił w portfelu spółki ponad 600 000 zł a drugi blisko 400 000 zł). Pomógł mi też poradzić sobie w wielu stresujących sytuacjach. Pozwolił też poznać wielu niesamowitych ludzi!

Był taki moment, że bardzo się spinałem. Przecież jestem marketingowcem! Każdy tekst pisałem z jakąś konkretną misją. Albo był to artykuł z myślą o pozyskaniu nowych klientów do spółki. Albo był to artykuł, który miał napełnić (często jeszcze nieistniejący) lejek sprzedaży moich kursów czy książek. Albo miał na celu przyciągnąć określonych reklamodawców. Przez ten cały czas (a piszę bloga z przerwami od 2013 roku) zaledwie 6 artykułów mówiło o moich wartościach, przekonaniach, rzeczach dla mnie prawdziwie ważnych.

Przełomowy był chyba moment w 2016 kiedy na jakiś czas wszystko postawiłem na jedną kartę. Przez kilka miesięcy próbowałem utrzymać się tylko z bloga. Ale zabrakło mi determinacji, może cierpliwości i odrobiny doświadczenia. A przede wszystkim miałem niewłaściwe cele. Zamiast skupić się na jakości i merytoryce, skupiłem się na próbie monetyzacji i zarabianiu.

Drugi przełomowy moment był pomiędzy 2020 a 2021 – to wtedy postanowiłem zainwestować dużo pieniędzy, mojego czas oraz pracy mojego zespołu w kampanię sprzedażową kursu Stabilny Freelancer. To jeden z najlepszych materiałów jakie kiedykolwiek wyprodukowałem. Poświęciłem łącznie blisko kilkaset godzin na przygotowanie materiału do kursu Stabilny Freelancer. Dawid, który pomagał w mi wideo – zarywał ze mną nocki, żeby dostarczyć bardzo wysoką jakość. To ponad 8 godzin wideo! Bogna, niezawodna VA, stała się projekt managerem, spinającym cały projekt, ciągnąca za uszy i organizująca rzeczy niemożliwe (jak Donna z Suits). Kamil, niezwodny CMO przygotował reklam, planował kampanię.

I w tym wszystkim ja – z jasnym celem ostatecznej weryfikacji, czy mój blog może dla mnie zarabiać na tyle duże kwoty, żeby stał się istotną odnogą mojego biznesu.

Kampania nie okazała się klęską – ale bardzo daleko jej do topowego sukcesu 🙂

Zmęczyłem się. W tamtym momencie powiedziałem – wystarczy.

Przestaje myśleć i planować. Przestaję pisać i zobaczymy co się stanie. Zasięgi na moich socialach spadły do zera. Wyczyściłem bazę newsletterową z kilku tysięcy rekordów do zaledwie kilkuset. Zredukowałem koszty wszystkich narzędzi marketingowych, spaliłem plany i scenariusze kolejnych materiałów wideo.

Pod koniec wakacji zrobiłem jeszcze jeden zryw z resztek materiałów, które nam zostały. Spotkałem się z Dawidem i nagrałem kilka materiałów na YouTube. Wysoka jakość, przemyślane treści. I znowu nie za bardzo z wynikami. Jeśli spędzasz 2 godziny nad scenariuszem, 3 godziny na nagrywkach, i 2 godziny na planowaniu a dostajesz za to 141 wyświetleń to ciężko zachować dyscyplinę i się nie poddać. Zrobiłem wtedy mini-wyzwanie spamując na wszystkich grupach i social mediach – zapisało się 59 osób.

A potem przyszedł jeden z moich klientów, który robi w moim odbiorze spektakularne wyniki każdego miesiąca na swoich produktach cyfrowych. I powiedział mi po prostu „Michał odpuść! Ja robię to na co mam ochotę, filmy wypuszczam jak mam chęć, totalnie nie myślę o monetyzacji, publikuję o tym co mnie interesuje i tyle. Nie mam analitics na stronie, nie sprawdzam statystyk na YouTubie – co to zmienia? To część mojej pracy twórczej”.

I nagle mnie tknęło – pracowałem przez kilka lat jako fotograf, przez rok miałem firmę zajmującą się produkcją wideo (głównie 360) a proces twórczy powstawania wideo to coś co mnie fascynuje i kręci. Opowiadanie historii!

I odpuściłem. Przestałem sprawdzać, jakie wyniki ma ten film. Przestałem też się spinać wokół samej formy a skupiłem się na przekazie. O tym co mi w duszy gra. Co jest dla mnie ważne teraz. Co mnie interesuje i to na co mam ochotę. Bez oglądania się na to, czy przyciąga to widzów i obserwatorów.

Ktoś mógłby powiedzieć, że zacząłem być autentyczny i chyba musiałbym się z tym zgodzić.

Wkrótce okazało się, że fanów przybywa szybciej niż jestem wstanie policzyć. Były dni, kiedy przybywało mi kilka tysięcy obserwatorów na TikToku. Ruch na blogu ponownie zwariował, jak za starych czasów, a sprzedaż książek i e-booków ruszyła mocno w górę.

A wystarczyło odpuścić…

Jestem wdzięczny za tą lekcję.

Chociaż sam szkolę z produktywności i skupiam się na efektywności osobistej zapomniałem o jednej z najważniejszych spraw.

W dzieleniu się wiedzą, nie zawsze musi chodzi o zarabianie. W tworzeniu, nie zawsze chodzi o wyniki. Można być niszowym artystą – i być szczęśliwym. Można być na szczycie i nie potrafić go docenić. Można zarabiać miliony i wciąż narzekać na życie.

Dlatego po raz kolejny, drogi czytelniku, chcę Ci podziękować za lekcję, którą być może dałeś mi nieświadomie.

Lekcję pokory.

I choć nadal jest mi z tym bardzo dziwnie, biorąc pod uwagę światowe okoliczności, to chcę po prostu powiedzieć, że jestem szczęśliwy w miejscu, w którym jestem.

9 Responses

        1. Tchórzostwo… przed czym? To ciekawe, że z tego samego adresu podsieci w kilku miejscach piszesz komentarze z różnymi nickami. Czy naprawdę nie masz życia?

          1. Mam życie i zajęcia, ale dzięki Twoim artykułom mam czas na oglądanie dorosłego faceta, który wrzuca jak buduje mosty z desek, mówi „tiktoń” i nagrywa inne błazenady.

        2. Jezu, jaki bezsensowny i bezpodstawny hejt. Przecież autor napisał, że wtyczka spowalniała stronę, po co doszukiwać się drugiego dna? Jak widać w komentarzach jest wystarczająco dużo pola do popisu, jeśli ktoś chce skrytykować wszystko co mu wejdzie pod nos.

        3. Nie mogę odpowiedzieć na niższy komentarz od @Wojo, ale muszę, bo się uduszę. Wojo, jak szkoda Ci czasu na oglądanie faceta, które „wrzuca jak buduje mosty z desek i nagrywa błazenady”, to po co go oglądasz? Mi by było szkoda czasu na pisanie komentarzy pod czymś, co mi się nie podoba. Po prostu bym wyszła ze strony i bym nie wróciła. Nie pozdrawiam.

  1. Tak mówi stara hinduska mądrość, aby porzucić przywiązanie do rezultatu i wypełniac swoje obowiazki z myślą o bogu, tutaj bóg jest metaforą miłości do chwili obecnej, bo tak naprawdę jedyne co rzeczywiście mamy, to chwila obecna, często psujemy ją myślami o… własnie o oczekiwaniach, o przyszlosci która nigdy nie jest pewna i najlepsze co możemy zrobić dla tej chwili tu i teraz, to własnie odpuścić, zyć tu i teraz. Dziękuję za kolejną cenną lekcje, pozdrawiam !

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Więcej na blogu:

język korzyści

Czym jest język korzyści?

Dzisiaj, coś z innej beczki. Jak część z moich czytelników już wie, choć jestem bardzo młodym człowiekiem, większość swojego życia zawodowego spędziłem, pracując w handlu.

Czytaj dalej

Gdzie chcesz się zalogować?

PODAJ IMIĘ I ADRES E-MAIL, ABY PRZEJŚĆ DALEJ

PODAJ IMIĘ I ADRES E-MAIL, ABY PRZEJŚĆ DALEJ